Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII RELACJE...

GROSSGLOCKNER I TRIGLAV cz.2

 

Wraz ze zwiększającą się wysokością czujemy się coraz gorzej, to jednak chyba zbyt dużo jak na jeden dzień. Tutaj idziemy już wszyscy złączeni liną. Ludzi jest bardzo dużo. Jeden z Włochów zaczyna iść żlebem. Po niedługim czasie ktoś z góry zbija duży kamień, wielkości małego telewizora, kamień na szczęście mija go w odległości kilku metrów. Włoch bez słowa wraca na szlak, była to dla niego wystarczająca reprymenda. Idzie się nam coraz ciężej, zwłaszcza, że dużo ludzi schodzi ze szczytu i w bardziej newralgicznych punktach, wymagających ubezpieczenia tworzą się straszne przestoje.

 

 

Mamy już z Anią tego dość, chcemy zawracać do schroniska. Gutek jest wyraźnie niezadowolony z naszej postawy, jemu idzie się świetnie i chce już dzisiaj zdobyć tę górę. Jednak nas jest dwoje, więc po krótkiej naradzie zostaje przegłosowany i wraca razem z nami. W schronisku jest sporo osób, ale bez problemu znajdujemy miejsce do spania. Jesteśmy tak padnięci, że nie mamy nawet siły zejść do jadalni na kolację. Boli mnie cały czas głowa i czuje się jakiś ociężały. Tak samo chyba Gutek, bo leżymy tak przez kilka godzin koło siebie, w ogóle się nie odzywając.

Tej nocy nie mogę zaliczyć do udanej. Zwykle mam problemy ze snem na wysokości ale to był po prostu koszmar, prawie w ogóle jej nie przespałem, a dokładnie zasnąłem dopiero nad ranem. Zacząłem wątpić w to, czy w ogóle wejdę na tę górę. Jednak ciepła herbata i zjedzone śniadanie postawiły mnie na nogi. Na zewnątrz zakładamy raki i szykujemy sprzęt. Austriacy zwracają uwagę na moją linę, która nie dość tego, że jest statyczna, bo głównie używam jej w jaskiniach to już zdecydowanie widać, że nie jedno w życiu przeszła. Z zaciekawieniem oglądają jedno dość mocno przetarte miejsce, które powstało po skakaniu z wiaduktu kolejowego na wahadło. Nie mogą się temu nadziwić, pytają skąd jesteśmy? Jak słyszą, że z Polski, to zdają się już wszystko rozumieć.


Dziś idzie się nam zdecydowanie lepiej. Pniemy się do góry niemal jak roboty. Znowu jest dużo ludzi, ale postanawiamy się nie spieszyć, nie ma za bardzo po co, bo wyszliśmy dość wcześnie, więc mamy cały dzień. Jak dochodzimy wreszcie do grani, to pogoda jest tak kiepska, że z widoczności nici. Z jednej strony szkoda, bo widoki pewnie są tam cudne, z drugiej może to i dobrze, bo dalej idzie się dość wąską granią. Na szczęście co jakiś czas w skale są zamontowane na sztorc wmurowane pręty metalowe, z których bez problemu można asekurować idącą przodem osobę. Mijamy słynną rynnę Pallaviciniego, znowu szkoda, że jest dość mgliście i nie można jej zobaczyć w pełnej krasie.

Wreszcie dochodzimy do szczytu. Radość jest ogromna. Ostatni schodzący robi naszej trójce pamiątkowe zdjęcie. Na górze nie ma dużo miejsca, jest za to wielkich rozmiarów krzyż, naprawdę okazały i bardzo ładny. Jest chwila na batona i delektowanie się sukcesem. Tłoku już nie ma, jesteśmy tylko my, choć z kierunku Małego Glocknera widzimy nadchodzącą grupę. Czekamy na nich, a kiedy oni osiągają wierzchołek, my zaczynamy schodzić. Idzie nam to sprawniej niż myślałem. W drodze powrotnej w cięższych punktach po prostu zjeżdżamy po linie.

 

 

W schronisku jeszcze jemy obiadek, pstrykamy pamiątkowe zdjęcie i schodzimy na dół. Gutek znalazł poprzedniego dnia aparat. Zgłosił to do obsługi schroniska i okazało się, że właściciel się jednak znalazł. Teraz zaczynamy schodzić ostro w dół, tempa nabraliśmy przy zejściu takiego, że na dole na parkingu przyszło nam czekać na naszą Anię chyba z półtorej godziny.

Jak już mieliśmy otwarty samochód, to mogliśmy zrobić sobie coś ciepłego do jedzenia, przebrać się i ruszyć w dalszą podróż do Słowenii. Mieliśmy jeszcze zapas wolnego czasu a poza tym Triglav nas bardzo kusił. Najbliższą noc spędziliśmy gdzieś na trasie w lesie, żłopiąc piwko do późnej nocy. Potem pobudka, kontynuowanie trasy i dość późne wyjście na szlak. Późno wyszliśmy, więc czas nas gonił. Tempo mieliśmy zbyt mocne dla Ani, która postanowiła, że zawraca i będzie czekać na nas na parkingu w samochodzie.

Szlak na Triglav jest bardzo ciekawy, bardzo dobrze ubezpieczony.

 

 

Jednak faktycznie lepiej jest sobie rozplanować wejście dwudniowe na tę górę. My ostatecznie weszliśmy na Triglav, ale wróciliśmy do samochodu już po zmierzchu. Generalnie wyjazd bardzo ciekawy i bardzo udany. Triglav jest górą dostępną prawie dla każdego, a jego wysokości 2864 m npm może być kusząca, zwłaszcza dla Polaków, którzy u siebie nie mają wyższej góry. Poza tym trasa ta jest bardzo ciekawa ze względu na dość mocną ekspozycję i świetne ubezpieczenie. Dlatego mniej wprawnym turystom polecam użycie uprzęży i lonży, aby w bardziej newralgicznych miejscach wpinać się w stalowe liny, które są umieszczone na trasie. Na Triglav prowadzi kilka dróg o zróżnicowanym stopniu trudności, tak aby każdy wybierający się na tę górę mógł znaleźć coś dla siebie.


Tomek Zakrzewski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt