Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII OPOWIEŚCI AWANTURNICZE...


KONKWISTADORZY część I - PODBÓJ MEKSYKU

 

 

W roku 1492 Kolumb odkrył nowy ląd. Przez całą Hiszpanię i wszystkie jej grupy społeczne przeszła elektryzująca wieść - za oceanem jest mityczna kraina złota. Szeptali o tym wszyscy - od mieszkańców dworu królewskiego, przez górskie wioski, po zaszczurzone slumsy Sewilli. Wieść o Nowym Lądzie rozpalała żądze największego, choć pogrążonego w nędzy i skłóceniu mocarstwa Europy.

Nowoodkryte krainy stanęły otworem dla śmiałków. Władcy iberyjscy potrzebowali gotowych na wszystko ludzi, którzy ruszyliby za ocean, aby poszerzyć ich imperia, i napełnić ich skarbce złotem.


Bogactwo nowego lądu nie leżało jednak na ziemi, czekając na tego, co je sobie weźmie. Amatorów łatwego zarobku czekała najpierw ciężka, morska podróż (choć po prawdzie znacznie bardziej niebezpieczna była droga powrotna, na przeładowanych do granic możliwości okrętach). Na miejscu poznawali, jak groźny potrafi być równikowy, tropikalny klimat, jak łatwo można w nim zapaść na jedną z tysięcy chorób, jak dzika i rozbuchana jest dżungla i żyjące w niej zwierzęta. Wreszcie - Nowa Ziemia pełna była indiańskich plemion, z którymi spotkania tylko początkowo były przyjazne.

Średniowieczne mity i wierzenia łączyły się z fantastycznymi opowieściami rozpowiadanymi przez poprzedników, dodatkowej pożywki wyobraźni dostarczała tajemnica, skrywająca większą część nowego lądu. Konkwistadorzy wierzyli w istnienie mitycznych potworów, straszliwych istot, ukrywających się w leśnych ostępach, sterowanych przez Szatana. Wychowani byli na popularnych w Hiszpanii opowieściach rycerskich, romantycznych historiach o walce dobra ze złem, a chrześcijańskiej wiary z pogaństwem. Każdy z nich wczuwał się w rolę dzielnego rycerza, następcę legendarnego Rolanda, z mieczem w dłoni zwalczającego zło.


Skąd wzięli się konkwistadorzy? Przyjrzyjmy się sytuacji w Hiszpanii w końcu XV i początku XVI wieku. Po wypędzeniu Żydów handel upada, system ekonomiczny państwa chwieje się. W Kastylii panuje bieda, często ocierająca się o prawdziwą nędzę, uderza to również w drobniejszą szlachtę. Uczciwa praca jest ciężka, i nie wystarcza nawet na jako taką egzystencję. Panuje za to kult romantycznego wojownika.


Hiszpania to kraj silnie katolicki, wiara ta u wielu jest wręcz fanatyczna. Katolicyzm jednoczy Europejczyków w obliczu napierających muzułmanów. We wschód Europy uderzają Turcy. Z północnej Afryki Arabowie atakują z kolei Hiszpanię. Niedawno dopiero zakończyła się ciężka wojna z Maurami i padła ich ostatnia forteca - Masada. Weterani wojny, wierząc w swą świętą misję, nie mający grosza przy duszy i szarpani żądzą przygód i kolejnych wojen, nie mają zajęcia. Nie chcą brać się za, dajmy na to, pracę na roli albo wypasanie bydła. Oczy zaślepia im kolorowa wizja walk, zdobyczy i dalekich krain. To samo uczucie, które popychało szlachtę europejską do krucjat kilka wieków wcześniej.

 

 

Inna skarbnica desperatów - drobna szlachta. Zwyczaj spowodowany rozdrobnieniem ziemskim nakazuje, aby cały majątek w spadku przypadł tylko pierworodnemu. Reszta synów - to niepotrzebni nikomu secundones, nie mają prawa do niczego prócz tytłu i miecza. Młodość spędzili w dobrych warunkach, przynależni elitom, po śmierci ojca - pozostają bez grosza. Honor szlachcica nie pozwala zabrać się do zwykłej pracy, mimo że ten szlachcic ma pustą sakiewkę. Do czego więc taki człowiek przyłoży rękę?

Konkwistadorzy rekrutują się też z innych grup społecznych. Zaciągali się masowo chłopi i prości żołnierze, dla których brakło zajęcia. Warto tu zaznaczyć, że nie tylko etniczni Hiszpanie i Portugalczycy zostawali konkwistadorami. Służyli tam rownież Włosi, Walonowie i Holendrzy a nawet trochę Polaków (wiele zachowanych kronik i list zaciągów z tamtych czasów wspomina udział narodowości polskiej, niestety nie zachowały się żadne szczegóły udziału tych ludzi. Historia o "Janie z Kolna", który miał uczestniczyć w pierwszej wyprawie Kolumba jest niepotwierdzona.


Rzecz jasna, głównym ich motywem była chęć wzbogacenia się. Słyszeli setki opowieści, przesadzonych niesamowicie przez mechanizm plotki i rozgorączkowanie, o obfitujących w złoto krajach Nowego Świata; o zadziwiających rzeczach, jakie tam zobaczą. Po dziś dzień funkcjonuje legenda o El Dorado - zagubionych w dżungli miastach, zbudowanych ze złota. Jakże silnie musiała ona oddziaływać na umysły ówczesnych?


W Kastylii i Aragonii - bieda, smutek, nuda. A w Nowej Hiszpanii - walka za wiarę, bogactwa przypadające w udziale zuchwałym, wizja życia wystawnego zdobytego mieczem - marzenie o nadaniu ziemi, szlachectwa, o własnych plantacjach na których uwijają się niewolnicy.


Honra y Pro - Honor i Profity. Nazwano ich Konkwistadorami, czyli zdobywcami.
Podbój odbywał się za pomocą "wypraw". Wyprawy organizowali liderzy desygnowani przez króla lub gubernatorzy wysp karaibskich. W tym celu musieli najpierw uzyskać zezwolenie króla, oraz zobowiązać się do późniejszego płacenia koronie podatku w wysokości jednej piątej zdobyczy (tzw. "Quinto Real"). Organizator wyprawy zazwyczaj zapewniał statek i wyżywienie dla uczestników. Zazwyczaj, - bo zdarzały się też ekspedycje organizowane własnymi siłami przez znudzonych bezczynnością, niechcianych konkwistadorów. Rzadko jednak takie "inicjatywy oddolne" kończyły się sukcesem, z prostej przyczyny - były zbyt biedne.


Ochotnik musiał sam zadbać o zbroję, broń i podstawowe wyposażenie. Dobrze, jeśli wnosił też np. konia, lub wkład w koszty. Wtedy otrzymywał większy udział w łupach.
Przyszły konkwistador musiał być też gotowy na wiele niewygód i niebezpieczeństw, wiążących się z udziałem w wyprawie:

 

Tak się przyzwyczaiłem do chodzenia w zbroi i spania, jak wspomniałem, że od zdobycia Nowej Hiszpanii mam zwyczaj sypiania w odzieniu i bez łóżka, a śpię lepiej niż na puchach. Dodam, że mogę spać tylko przez część nocy, wstaję, patrzę na niebo, na gwiazdy, przechadzam się na powietrzu, nie wkładając na głowę ani czapki, ani chusty, i, dzięki Bogu, zdrów jestem. Mówię to, aby wiedziano, jakie życie pędziliśmy, my, prawdziwi konkwistadorzy, i jak byliśmy przyzwyczajeni do broni i do czuwania.

- B. Diaz de Castillo, kronika wyprawy na Meksyk.

 

Zdobywcy zabierali ze sobą na wyprawy psy i konie. Psy pozwalały wcześnie wykryć nadchodzącego wroga. Konie zaś prócz ułatwienia w podróży, miały ogromną zaletę - wzbudzały u Indian paniczny lęk. W Mezoameryce Indianie wierzyli nawet, że koń i jeździec są jednością: przerażającą hybrydą człowieka i zwierzęcia.


Większe wyprawy wlokły ze sobą arkebuzy, czyli prymitywne armaty. Podręczną bronią palną był muszkiet nabijany prochem i strzelający żelaznymi lub kamiennymi kulami. Podstawową bronią konkwistadorów były miecze i szpady wykonane ze stali, lekkie i bardzo ostre. Dodatkowo brali ze sobą noże, użyteczne w wielu sytuacjach.


Głowy Hiszpanów chroniły charakterystyczne stalowe hełmy, a ciała - zbroje żelazne, bardzo jednak niewygodne w gorącym klimacie. Stąd w Meksyku konkwistadorzy przejęli używane przez Azteków pancerze z pikowanej bawełny, lżejsze i wcale nie gorsze w osłanianiu ciała przed ciosami.


Jechali do Nowego Świata z gorącymi głowami pełnymi ideałów i marzeń. W imieniu króla i Boga chcieli walczyć o własne zaszczyty i bogactwa. Wsiadali na okręty, wiodące ich po wodach oceanu w kierunku zachodzącego słońca. Potem, wiedzeni opowieściami o złotych miastach, szli z mieczem i pożogą wciąż dalej i dalej. Jedni ginęli w walkach z krajowcami, inni umierali od chorób. Jeszcze inni, w bratobójczych konfliktach wokół podziału łupów. Większość nie dożyła wieku sędziwego.

 


Ilu z tych, co przeżyli, ziściło marzenia, jakie wygnały ich z rodzinnego domu? Byli tacy, co uzyskali majątek i uznanie. Większość jednak na starość kończyła w niedostatku, jako schorowani i niedocenieni weterani.


Jak wyglądała tak naprawdę konkwista, przeinaczona przez tyle krzywdzących uogólnień? Czy dokonujący jej Hiszpanie byli szlachetnymi rycerzami, obrońcami wiary, czy też może bezlitosnymi, rządnymi złota okrutnikami?

 

PODBÓJ MEKSYKU:

 

Cortez objął ową ziemię w posiadanie w imieniu Jego Królewskiej Mości, obwołując się Królewskim Namiestnikiem.[...] Wyciągnął z pochwy swój miecz, trzy razy uderzył nim na znak posiadania w wielkie drzewo, zwane Ceiba, które stało na środku pałacowego dziedzińca, i zapowiedział, że ktokolwiek by mu się sprzeciwił - spotka się z tym mieczem i z tym puklerzem. My, wszyscy żołnierze tam obecni, odkrzyknęliśmy, że słusznie jest odzierżyć tę ziemię w imieniu Jego Królewskiej Mości, i że wszyscy staniemy przy nim z pomocą, gdyby mu się kto sprzeciwił. A notariusz królewski sporządził właściwy akt. -

- Bernal Diaz de Castillo, kronika wyprawy.

 

Trasa wyprawy Corteza:

 

Rozległe tereny Ameryki Środkowej nie były obszarem jednolitym pod względem geografii i etnologii. Żyły tam różne ludy - byli prymitywni Indianie z dżungli, były też silne indiańskie cywilizacje, tworzące architekturę, sztukę i kulturę na dość wysokim poziomie. W Ameryce Środkowej na długo przed Hiszpanami rodziły się, rozkwitały, i upadały liczne kultury tubylcze. Taka była cywilizacja Olmeków znad Zatoki Meksykańskiej, Majów na Jukatanie, Tolteków z Tuli czy kolumbijskich Tajronów.


W chwili odkrycia Ameryki, w Meksyku rządzili zaś Aztekowie. Ich władcą był Montezuma. Aztekowie podporządkowali sobie większość plemion Mezoameryki. Montezuma rządził niepodzielnie ogromnym krajem, za pomocą silnej armii, bezlitośnie dusząc każdy przejaw oporu.


Konkwistadorzy, przybywający i zasiedlający wyspy morza Karaibskiego nie mieli jeszcze o potędze Azteków pojęcia. Tymczasem strach niepostrzeżenie zakradł się na dwór Montezumy. I to wtedy, gdy zagrożenie ze strony Hiszpanów nie było jeszcze znane. Astrologowie azteckiego władcy przepowiadali bliski dzień jego śmierci i upadku imperium. Potwierdzały to niewytłumaczalne zjawiska - przelot komety, pożar świątyni bogini Toci, niespotykanie wysokie fale na gładkiej zazwyczaj Zatoce Meksykańskiej.


Tymczasem w roku 1514 spora grupa konkwistadorów wyprawiła się do Panamy. Poprzednia wyprawa do tego kraju, prowadzona przez samego Kolumba, zakończyła się katastrofą. Stu marynarzy wysłano w górę rzeki w dżungli, ta sama rzeka po kilku godzinach wyrzuciła ich naszpikowane dzidami ciała. Kolumb wkróce wrócił do Hiszpanii i umarł na tajemniczą chorobę.

Próba kolonizacji w 1514 przyniosła sukcesu. Panamska dżungla okazała się morderczą pułapką. Po kilku miesiącach w założonej osadzie Nombre de Dios wybuchła zaraza, nieliczni pozostali przy życiu koloniści wrócili na Kubę.

Nie opisuję tu historii wypraw Balboy i kolonizacji Panamy jako że stanowi to materiał na osobną, fascynującą opowieść.


Trzy lata później Francisco Hernandez de Cordoba poprowadził wyprawę na Jukatan. Konkwistadorzy zobaczyli tam po raz pierwszy indiańskie miasta i świątynie bożków, w których poświęcano w ofierze ludzi. Ciężkie bitwy z Indianami, i sztormy sprawiły, że De Cordoba musiał zawrócić. Winą niepowodzenia były zbyt małe fundusze zebrane na podróż, co pozwoliło na zakup tylko kiepskich okrętów i niedokładnych map. Podróż skończyła się wielką klęską. Jedynym łupem było kilka pięknych posążków z gliny. Straty - nieporównanie większe: sam dowódca, schorowany i poraniony, zmarł krótko po powrocie, a całą chwałę zebrał gubernator Kuby Velazquez.


Gubernator szybko wysłał w ten sam obiecujący rejon cztery okręty pod wodzą Juana de Grijalva. Popłynęło na nich 240 konkwistadorów. Już po przybiciu do brzegu Jukatanu przybyszów zaatakowali Indianie. Atak został odparty, kosztem 7 zabitych i wielu rannych. Hiszpanie weszli wgłąb nieprzyjaznego terytorium. Spotkania z jednymi grupami Indian kończyły się walką, z innymi - wymianą handlową. Właśnie wtedy konkwistadorzy zasłyszeli opowieści o istnieniu Imperium Azteków, o ich władcy Montezumie i jego wzbudzającej strach potędze.


W roku 1519 zorganizowano bardzo silną wyprawę, mającą dotrzeć do Meksyku. Gubernator dał na ten cel 11 okrętów, załadowano na nie 10 armat, 14 koni i 508 żołnierzy. Przywódcą obwołano późniejszego najsłynniejszego przywódcę konkwisty - szlachcica Hernando Corteza.

Cortez miał wtedy 34 lata. W roku 1506 uczestniczył w kolonizacji Kuby. Był to człowiek nietuzinkowy: Doskonale wychowany i inteligentny, co łączyło się jednak z wygórowaną ambicją, skłonnością do okrucieństw, po których następowało zadręczanie się wyrzutami sumienia. Był uparty i nieugięty, lecz nigdy nie wybuchał gniewem. Był wielkim kobieciarzem, w miłości niezwykle zazdrosnym. Obejmując przywództwo konkwisty na Meksyk tonął w długach. Złoto roztrwonił głównie na drogie stroje dla siebie i swej młodej żony, mające podkreślać jego styl "wielkiego pana". Ekspedycja wyruszała w atmosferze spisków i kłótni o jej przywództwo, i ewentualny podział zdobyczy.

 

Hernando Cortez:


Podbój Meksyku, biorąc pod uwagę dysproporcje sił, wydawał się być zadaniem niemożliwym. Hiszpanie potykali się z setkami wojowników azteckich. W podbitych bądź zaprzyjaźnionych miastach burzyli posągi bożków i stawiali w ich zamian symbole chrześcijańskie. Czynnikiem ich sukcesu było wykorzystanie wojny domowej, którą toczyło wiele plemion przeciw Aztekom. Dzięki zdobyciu tłumacza - miejscowej księżniczki Malinche, która została kochanką Corteza, konkwistadorzy poznali wszelkie słabe punkty obrony imperium i potrafili umiejętnie napuścić miejscowe narody na siebie.


Na pewno jednym z czynników zwycięstwa była ich nieugiętość. Wzięta stąd, że nie mieli drogi odwrotu. Cortez (jak twierdzi De Castillo, za jednomyślną zgodą wszystkich żołnierzy), rozkazał spalić okręty, na których przypłynęli. Skutki tego kroku były dwa: przekreślił u podwładnych wszelką pokusę zawrócenia, ale przede wszystkim związało to ręce dużej w oddziałach liczbie popleczników gubernatora Velazqueza, podburzających konkwistadorów do buntu przeciw dowódcy. Kolejnym krokiem Corteza było zrzucenie znad całego przedsięwzięcia władzy Velazqueza. Od tej chwili wyprawa odbywała się tylko w imię "króla i Boga".


Największy szok u Hiszpanów sprawiły widoki ludzkich ofiar w azteckich świątyniach, oraz niektóre obce im i wywołujące niesmak, obyczaje krajowców. Te odmienności kulturowe stały się potem pretekstem do wyjątkowych okrucieństw wobec "niewiernych" krajowców.

 

"Znalazł w jednej ze świątyń zabitych na ofiarę mężczyzn i chłopców, ściany świątyni i ołtarze bożków zalane krwią, a wydarte serca ofiarowane bożkom. Znalazł również głazy, na których zabijano ofiary, oraz noże krzemienne, którymi otwierano pierś, aby wyrwać serce.[...] Trupom brakło ramion i nóg, inni Indianie wyjaśnili, że odcięto je, aby je zjeść"

"Większość Indian praktykowała sodomię, a zwłaszcza mieszkańcy wybrzeży i krajów gorących. Młodzieńcy nosili tam kobiece szaty i zarabiali na życie w ten diabelski sposób. Jedli mięso ludzkie, jak my pożywamy wołowinę, i we wszystkich miejscowościach mieli domy, jakby klatki z grubych żerdzi, w których zamykali na utuczenie licznych Indian, Indianki i dzieci, aby następnie, gdy utyją, zjadać ich.[...] Dopuszczali się występków cielesnych synowie z matkami, bracia z siostrami, wujowie z siostrzenicami, wielu praktykowało takie kazirodztwo. A pijacy? Nie potrafię powiedzieć, jakich świństw się dopuszczali [...] Do otworu stolcowego wsuwali trzcinę, i napełniali sobie tą drogą brzuch winem, obrzydliwość nigdy nie słyszana!" -

- Bernal Diaz de Castillo, kronika wyprawy

 


Zwycięstwo ułatwiła konkwistadorom tocząca się w tym czasie wojna domowa - Montezuma starał się opanować bunt swoich kacyków. Hiszpanie zawiązali pokój z siłami rebelii, goszczeni byli w miastach ją popierających. Kacykowie dawali im w darach żywność, wino i swoje córki za żony.
Wtedy Montezuma zaproponował Cortezowi zawarcie pokoju, i na tego znak przysłał mu dary w złocie. Hiszpan przystał na pokój, wciąż jednak zachowując swoich antyazteckich sprzymierzeńców.


W listopadzie 1519 roku Hiszpanie wkroczyli do Tenochtitlanu (stolica państwa Montezumy, dziś - miasto Meksyk), aby porozmawiać z indiańskim władcą o warunkach pokoju. Zostali przez niego uroczyście przyjęci. Miasto zrobiło na konkwistadorach ogromne wrażenie. Było większe, niż jakiekolwiek miasto w Hiszpanii. Nigdy wcześniej nie widzieli takich rzeczy - zadziwiających pałaców, obyczajów ich mieszkańców i niebotycznych piramid schodkowych, na których szczytach wybudowano olbrzymie świątynie.

Tenochtitlan:

 


Cortez rozmawiał z Montezumą za pośrednictwem Malinche. Była to piękna córka jednego z kacyków, podarowana Hiszpanowi po bitwie pod Tabasco. Stała się nieodłączną towarzyszką i kochanką Corteza. Nie tylko tłumaczyła mu język Azteków, ale jej cenne rady były niezwykle pomocne w zdobyciu przez Hiszpanów władzy.


Gościna u Montezumy przerodziła się w konflikt. Jak twierdzi De Castillo, do konkwistadorów doszły słuchy, że na wybrzeżu azteccy wojownicy (na wydany potajemnie rozkaz Montezumy) zaatakowali Hiszpanów. W ich ataku miał też zginąć brat Corteza. W odpowiedzi, konkwistadorzy uwięzili władcę Meksyku, zakuli go w kajdany i tym samym faktycznie przejęli władzę w państwie.


Montezuma, choć zniewolony, wciąż próbował układów z najeźdźcami. Nie zdawało się to jednak na nic. W czerwcu 1520 konkwistadorzy próbowali zrujnować wielką świątynię na szczycie piramidy Tenochtitlanu. Aztekowie nie zdzierżyli świętokradztwa. W mieście wybuchły zamieszki. Na balkon pałacu wyszedł Montezuma, próbując uspokoić zbuntowany tłum. Został w odpowiedzi obrzucony kamieniami, jeden z nich trafił go w głowę, czym spowodował śmierć władcy. Hiszpanie, broniąc się przed rozszalałym tłumem, umknęli z Tenochtitlanu. Połowa z nich zginęła w trakcie tej ucieczki. Wielu utopiło się wraz ze swoimi obładowanymi łupami końmi w kanałach, które musieli forsować wbrud.


Cortez nie poddał się na długo. Skrzyknął 80 000 tubylczych sprzymierzeńców (z indiańskiego plemienia Tlaxkalanów), i uderzył na Azteków. W sierpniu 1521 roku następca Montezumy, Cuitlahuac, w obliczu oblężenia stolicy, musiał się poddać.

 

 


Tak dokonał się podbój Meksyku. Cortes nadał temu państwu nazwę "Nowa Hiszpania". Jego samego król mianował namiestnikiem tego państwa. Przez resztę życia wziął udział w jeszcze kilku wyprawach na nowe lądy, ale wszystkie skończyły się tylko stratą pieniędzy.

Hernando Cortez umarł w wieku 62 lat, 2 grudnia 1547, w Hiszpanii. Zgodnie z testamentem, jego kości przewieziono do Meksyku, i tu złożono do grobu.


Jego kronikarz, De Castillo, zestarzał się i umarł w biedzie. Tak zakończyło się życie, w całości spędzone na wojnach w Nowym Świecie. Nowym, stojącym na gruzach starego, zadziwiającego i do dziś tajemniczego świata indiańskich cywilizacji. Swoistym memento jest jedno ze zdań w jego kronice:

Mówię raz jeszcze, że trwałem w podziwie i nie mogłem uwierzyć, aby na całym świecie można było odkryć krainę tej podobną.[...] Dzisiaj wszystkie te cuda są zburzone, stracone, i nic z nich nie zostało!

 

Łukasz Czeszumski

 

CZYTAJ CZĘŚĆ NASTĘPNĄ - KONKWISTA PERU

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt