Z
SERII RELACJE...
Można powiedzieć, że wyruszyliśmy do dżungli na polowanie, a sami staliśmy się w niej zwierzyną łowną...
Nasz obóz spowity w dymie z termitier:

Leszek w "pełnej ochronie"

Z innych ciekawych anegdot, bo przecież nie tylko boje z komarami były na tej wyprawie najważniejsze:
Wieczorem drugiego dnia Berlińczyk udał się na kąpiel w rzeczce, płynącej opodal obozu. Wszyscy byliśmy brudni i spoceni, ale nikt nie zdecydował się pójść jego śladem. Berlińczyk popływał, zmył z siebie brud, po czym wyszedł, odświeżony i zadowolony.
- Żałujcie - powiedział.

Godzinę potem wsiadamy na łodzie. Płyniemy w górę rzeki na nocne polowanie. Cesar świeci latarką w wodę i widzi w miejscu tuż obok tego, w którym kąpał się nasz kolega, długiego na półtora metra węgorza elektrycznego. Na naszych oczach węgorz razi prądem przepływającą obok rybkę. Rybka aż wyskakuje z wody z każdym impulsem, po trzech spada do wody martwa.
Podczas rejsu nic nie upolowaliśmy, ale widoki ogromnych tarantul i węży, widoczne w gąszczu z rzeki były warte tej wyprawy.
Na filmach przyrodniczych często pokazują, że na takich liliach w dżungli może stanąć dorosły człowiek. Nic bardziej bzdurnego, utrzymają co najwyżej niewielkie zwierzę.

Z kolei najciekawszą przygodą kulinarną była zupa z małpy. Małpą trudno się najeść... a ta, którą trafił kilkoma śrucinami nasz "Tigre", była "chyba bardziej głodująca od nas", jak to określił Leszek. Nie najedliśmy się, szczególnie że nasz pokarm przypominał do złudzenia ludzkie dziecko...
Chmm wiem, że to drastyczne zdjęcia... Tak wygląda przygotowanie małpy do spożycia... Niestety, w dżungli wszystko jest jadalne.

Futro opala się w ognisku, aby je usunąć. Resztę się oporządza i gotuje zupę.


Z ulgą po tych paru dniach wracaliśmy z dżungli do cywilizacji. Wyczerpani do skraju, opuchnięci od setek ukąszeń i szczęśliwi, że mamy to już za sobą. Na łodzi, która wiozła nas do Requeny padliśmy na pokład, aby od razu spać.

Niech nikt się nie dziwi, że czuliśmy taką ulgę. Już najdawniejsi podróżnicy ukuli powiedzenie, które istnieje po dziś dzień - "W wyprawach do dżungli są dwie najpiękniejsze chwile. Ta, gdy wyrusza się do lasu, to pierwsza. Czujesz wtedy smak wolności, radość z obcowania z naturą, w której królestwie zaraz się znajdziesz. I druga chwila, gdy z tej dżungli wreszcie wychodzisz"...
Po przygodach w dżungli czekał nas kolejny ciężki rejs na statku. W Manaus Andrzej wsiadł w autobus do Caracas, bo musiał wracać już do Warszawy do pracy. Berlińczyk oddzielił się na jakiś czas, spływając statkiem z Tabatingi do Manaus, i czekał na resztę uczestników aż wrócą z Rio. Dla pozostałych udział w słynnym (i zasłużenie słynnym) karnawale w Rio był ostatnią z wielkich atrakcji tej wyprawy.

Ale nawet w Rio zdołaliśmy jeszcze dotknąć ekstremum. Załatwiłem przewodnika, który zabrał nas do gangów w fawelach.
DARIEN - Klub awanturniczych przygód.
SITEMAP:
Strona
Główna Klub Darien Wyprawy
Relacje Ekspedycje Strefa
Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik
Kontakt