Z SERII RELACJE:
ZIELONE PIEKŁO PO RAZ PIERWSZY...

Często jest tak, że pierwsze wrażenie z nowej sytuacji, miejsca, zajęcia jest decydujące i najważniejsze. Moje pierwsze doświadczenie z dżungli takie właśnie było. Amazonia, która fascynowała mnie już od dziecka, i która to fascynacja nie minęła po konfrontacji z rzeczywistością (jak to bywa, ale ja wcale nie spodziewałem się, że dżungla będzie pachnącym ogrodem, spodziewałem się ekstremum i to w niej odnalazłem).
To jest reportaż, który powstał z mojej pierwszej wyprawy do Amazonii. Plan był prosty. Przyjechałem do boliwijskiego Rurrenabaque. Tam nie odpowiadały mi żadne wycieczki zbiorowe proponowane przez miejscowe agencje turystyczne i aby zaspokoić moje fascynacje musiałem, jak zwykle zresztą, zorganizować sobie sam całą eskapadę. Znalazłem i wynająłem przewodnika - eksperta. Powiedziałem mu, że interesuje mnie naprawdę dzika dżungla, i że mamy w niej zrobić szlak, sami przygotowując obozowiska, przygotowanie posiłków etc - klasyczny survival. Uzgodniliśmy cenę, łódka wioząca do jakiegoś lodge-u grupę turystów podrzuciła nas do parku narodowego Madidi - i tam wyszliśmy na brzeg i zagłębiliśmy w las...

Jesteśmy sami na wąskim skrawku plaży, nad nami stroma skarpa, na jej szczycie zaczyna się dżungla. Wspinamy się na skarpę powstałą z wyschniętego błota. Na szczycie zatrzymujemy się na chwilę. Sandro odwija ze szmat maczetę, po czym wyjaśnia mi podstawowe zasady wędrówki przez dżunglę.
- Jeden idzie przodem, i wycina drogę przez zarośla - tłumaczy - potem się zmieniamy.
Wpadka przydarza mi się na samym początku. Przechodzimy przez błotnisty brzeg niewielkiego bajora. Sandro odcina maczetą kilka gałęzi na prowizoryczną kładkę i rzuca je na błoto. Powierzchnia błota sprawia wrażenie dosyć gęstej, zastygłej. Podczas przechodzenia tracę równowagę, stąpam obok kładki, i... wpadam po pas w grząską maź.
A więc wreszcie! Po raz pierwszy w życiu jestem w dżungli. Dżungli, będącej marzeniem od dzieciństwa. W tej zielonej, kipiącej życiem przestrzeni, która przyzywała mnie do siebie przez tysiące kilometrów. Śniła mi się po nocach, wabiła swoją tajemniczością, egzotyką, czarem, obietnicą nieznanych emocji i adrenaliny. Pierwszym skojarzeniem ze słowem "przygoda" był zawsze obraz dżungli. Pełnej niebezpieczeństw, wymagającej nadludzkich sił i umiejętności, aby w niej przetrwać, i oferującej wytrwałym nagrodę - największą satysfakcję.

Dżungla zawsze zajmowała poczesne miejsce w wyobraźni wszelkiego autoramentu awanturników. Wabiła w swą głębię na dziesiątki sposobów. Wabiła poszukiwaczy złota i złotych miast, odkrywców, uciekinierów, miłośników przygody. Wielu nie wypuściła ze swoich objęć. Nieostrożny lub pechowy podróżnik znikał w niej na zawsze, wraz z ciałem, duszą, sprzętem i wszelkim śladem. Dlatego w realizacji mojego marzenia muszę mieć przewodnika. Sandro wie o selwie tyle, że kilka lat życia co najmniej musiałbym poświęcić, aby się wszystkiego od niego nauczyć.
Idziemy. Wycinając drogę, a miejscami tylko się przepychając między konarami i lianami. Idziemy powoli. W dżungli nieekonomiczny jest pośpiech. Poruszać się należy powoli, ostrożnie, całym ciałem manewrując między czepliwymi zaroślami. Człowieka nieprzyzwyczajonego takie skradanie męczy z początku bardziej niż intensywne biegi. Dopiero z czasem organizm sam dochodzi do wniosku, że taki sposób poruszania się jest w tych warunkach najlepszy.
W marszu przez dżunglę najtrudniejszy do przetrwania jest klimat. Gorąco w połączeniu ze skrajnie wysoką wilgotnością jest zabójcze dla nieprzystosowanego organizmu. Po piętnastu minutach niezbyt intensywnego wysiłku spodnie ubranie jest już przesiąknięte potem. Rośnie pokusa do zdjęcia koszuli z rękawami i odkrycia głowy, ale nie wolno jej ulegać. To wystawi skórę na ukąszenia owadów. Kilkugodzinne swędzenie i opuchlizna gwarantowane, a rozwijajace się po czasie choroby pasożytnicze to dodatkowe ryzyko.
DARIEN - Klub awanturniczych przygód.
SITEMAP:
Strona
Główna Klub Darien Wyprawy
Relacje Ekspedycje Strefa
Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik
Kontakt