Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII RELACJE...

DŻUNGLA - PERU

 

Relacja z wyprawy do dżungli z Iquitos napisana przez Tomka. Wyprawa była częścią wyprawy Amazonka 2009.

 

Wynajęcie przewodnika okazało sie strzałem w dziesiątkę. Muszę przyznać, że mnie osobiście jego kompania bardziej przypadła do gustu niż same atrakcje, które zaoferowała nam dżungla. Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia, ponieważ trafiliśmy na wymarzoną pogodę. Nie dość, że przez całą naszą wycieczkę nie padało, to jeszcze nie było tyle komarów, ilu sie spodziewałem. W efekcie tego, dżungla okazała sie nie taka straszna, jak ją sobie wyobrażałem.

Oczywiście, wszystko zależy od miejsca w jakie sie jedzie. Nasz przewodnik Juan, okazał sie być byłym wojskowym. W wieku dziesięciu lat opuścił dom rodzinny i zaczął żyć samodzielnie. W wieku piętnastu lat wstąpił do armii. Myślał, że to dobry sposób na zarobienie pieniędzy. Był dzieckiem, więc nie wiedział jeszcze jak bardzo sie pomylił i jak opłakany w skutkach był to wybór. Z uwagi na bardzo dobrą budowę i ogólne warunki psychofizyczne został przyjęty do jednostek specjalnych. Tam przeszedł masakryczne szkolenie. Jak nam opowiadał o elementach tego szkolenia, to pomimo tego, że interesuje sie wojskiem i co nieco wiem o szkoleniu jednostek specjalnych, to szczena mi opadła.

Dla przykładu, stosowano tam takie metody, że w pełnym obciążeniu i z metalowym obciążnikiem przymocowanym do karku wrzucano gościa do wody i kazano dopłynąć do brzegu. Jak już facet sie kompletnie topił, to dopiero wtedy go wyławiano. Podobny numer robili nad morzem. Otóż zrzucali ich 100 kilometrów od wybrzeża z helikoptera w pełnym rynsztunku, w butach wojskowych i kazali dopłynąć w ciągu 12 godzin do brzegu. Kiedy sie skarżyli, że to przecież nierealne, bo to aż 100 km przez fale Pacyfiku, dowódca im mówił, że to może być nierealne dla normalnego żołnierza, ale oni służą w siłach specjalnych, więc dla nich 100 kilometrów powinno być tym samym, co dla drugiego 10 metrów. Facet przeszedł to mordercze szkolenie, wytresowali go na naprawdę groźnego szakala, ale nie zabili w nim ducha człowieczeństwa.

Został zwiadowcą od operacji w dżungli, czyli gościem, który idzie na przedzie grupy, jego zadaniem jest odnalezienie właściwej trasy i wychwycenie wszelkiego nadchodzącego z przodu niebezpieczeństwa.

 

Pożegnanie z cywilizacją, przed nami już tylko drzewa...

 

Bajka szybko się skończyła, brał udział w największej masakrze, która miała miejsce w Peru, w małej miejscowości Tingo Maria. Na bazę w której służył napadło pewnej nocy kilkuset terrorystów Świetlistego Szlaku. 70 jego kolegów zginęło (cała jednostka liczyła niecałe 100 ludzi), a on ledwie uszedł z życiem.

Potem tropił partyzantów i producentów narkotykowych w górach. Widział wiele śmierci, sam zabijał, bo takie miał zadanie i rozkazy, a co chyba jeszcze ważniejsze na wojnie rządzi prosta zasada - albo zabijesz albo zginiesz sam. Jednak niekiedy płakał jak dziecko, np. jak ostrzeliwali terrorystów na wzgórzu przez kilka godzin, wszystkich wybili, kiedy przyszli na miejsce i pościągali zabitym kominiarki, okazało się, że wszyscy zabici to nastoletnie dzieci. Opowiadał także o torturach, jakie wojsko stosowało na partyzantach. Mówił, że tego nie można zobaczyć w najlepszym filmie wojennym, a co gorsza robili to jego koledzy. Stwierdził, że gdyby tego sam nie widział, to nigdy by nie przypuszczał, że człowiek jest w ogóle zdolny do czegoś takiego.

Pomimo propozycji wysokiego stopnia i intratnej posady z dniem wygaśnięcia kontraktu postanowił raz na zawsze skończyć z wojskiem. Dziś już mija jedenasty rok, jak jest na wolności, - tak to nazywa.

Zajmuje sie turystyką, studiuje korespondencyjnie biochemię, włada biegle trzema językami, a z racji tego skąd sie wywodzi, jak również zainteresowania wie praktycznie wszystko o dżungli. Niesamowity facet.

 

Budowanie tratwy - jedno z zadań podczas wyprawy do dżungli z Juanem.

 

Opowiadał również wiele ciekawych historii związanych z organizowanymi przez siebie wyprawami dla turystów, np. jak Szwajcarzy zaprosi go do wzięcia udziału w międzynarodowej ekspedycji na najwyższy szczyt Peru - Huascaran. Gość sie zgodził, bo finanse były intratne. Został zatrudniony jako fachura od sztuki przetrwania w trudnych warunkach. Jednak nie była to zwykła wyprawa, otóż Szwajcarzy postanowili pobić niespotykany rekord, jakim jest czas przebywania na szczycie. Postawili sobie za cel spędzenia tam dwóch dni. Wytrzymali tylko siedem godzin, jednak nasz przewodnik mówił, że to było istne szaleństwo, najcięższa rzecz w jakiej kiedykolwiek brał udział. Ledwie uszedł z życiem. Podczas zejścia krew lała mu się z nosa, ręce były tak skostniałe, że nie mógł utrzymać liny, a po powrocie do domu dwa tygodnie zajęła mu rekonwalescencja.

Opowiadał, jak kiedyś leciał z klientami na ekspedycję głęboko w dżunglę hydroplanem. Podczas lotu silnik w samolocie zgasł. Pyta się pilota, co się stało, ten mu mówi, że jest awaria, ale żeby nic nie mówił turystom, bo on już wiele razy lądował bez silnika, więc nie będzie żadnego problemu. W międzyczasie, turyści zauważyli przez okno, że śmigła się nie kręcą i zaczęli się niepokoić. Ten jednak zgodnie z instrukcjami otrzymanymi od pilota, powiedział im, że wszystko jest OK, i nie ma powodów do obaw. Jak byli 50 metrów nad ziemią, to pilot ze strachem w oczach oznajmił, że prędkość jest za duża i mogą sie rozbić. Nasz "macho" był piekielnie przerażony. Wśród pasażerów wybuchło istne szaleństwo. Hydroplan grzmotnął w rzekę, zanurzył się 5 metrów pod wodę i wypłynął. Tym razem mieli szczęście, bo wszyscy przeżyli, a najbardziej ucierpiał pilot, którego nikomu nie było szkoda, z powodu poprzednich zapewnień, że wszystko jest ok. Po zakończeniu ekspedycji uczestnicy błagali Juana, aby załatwił im jakiś statek do powrotu do Iquitos, mówili, że wolą nawet iść pieszo, niż znowu wsiadać do awionetki. Taka właśnie jest Ameryka Poludniowa.

 

"Małpa", jeden z pomocników Juana podczas swoich nadrzewnych ewolucji...

 

Nasza w yprawa do dżungli okazała się nie być tak ciężka jak przypuszczaliśmy, dlatego na prośbę uczestników ekspedycji zdecydowaliśmy się wydłużyć w niej pobyt do pięciu dni. Przy czym ostatni dzień był istnie hardcorowy. Trzeba było przedzierać się przez prawdziwą dżunglę, a nie tak jak do tej pory, że głównie chodziliśmy przetartymi ścieżkami. Okazało się, że przewodnik zgodnie z tym, co zapowiadał wcześniej, ostatni raz robił tę trasę 11 lat temu. Dlatego niewiele z tej drogi pamiętał, a co najważniejsze nie pamiętał, jaki jest w rzeczywistości czas przejścia założonej trasy. Na szczęście po rzece przepływała łódź z miejscowymi, którzy zdecydowali sie wrócić po część naszej ekipy. W większości faceci zdecydowali sie kontynuować drogę, tyle, że bez plecaków. Rzeczywiście tempo bez balastu wzrosło mniej więcej dwukrotnie, jednak po czterech godzinach marszu bez przerwy, po przedostaniu sie przez kilka rzek, musieliśmy ostatecznie skapitulować.

 

Paprocie w dżungli są wielkie jak domy...

 

Okazało się, że przez te cztery godziny morderczej walki udało nam sie pokonać zaledwie cztery kilometry w linii prostej, więc nie jest to powalający na kolana wynik. Jednak dopiero teraz zrozumiałem jaka jest siła tego środowiska. Przypomniała mi sie książka Raymonda Maufraisá, który swojego czasu podjął sie przejścia Drogi Emerionów w Gujanie Francuskiej. To co tam napisał o dżungli to święta prawda. Otóż przede wszystkim dżungla to nie zoo i o spotkanie oko w oko z jakąkolwiek zwierzyną jest niezwykle trudno.

Trzeba wiedzieć, że mieszkający tutaj od pokoleń Indianie znają to środowisko jak nikt inny, uczą sie sztuki łowieckiej już praktycznie od kolebki a i tak maja straszne problemy z wyżywieniem siebie samych. Jeśli przychodzi im na świat dziecko kalekie, to je zabijają, jeśli przychodzą bliźniaki to jedno z nich musi zginąć. Prosta, lecz straszna reguła, mająca za zadanie umożliwić przetrwanie w tym jakże trudnym środowisku.

CZYTAJ DALEJ - STRONA 2

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt