Z
SERII RELACJE...
Relacja z wyprawy do dżungli z Iquitos napisana przez Tomka. Wyprawa była częścią naszego programu spłynięcia Amazonki w roku 2009.
Wydaje się także, że najgroźniejszym zwierzęciem w dżungli jest Jaguar. Nasz przewodnik jednak mówi, ze jaguar niezwykle rzadko decyduje się na atak ludzi, z reguły stara sie ich unikać.
Słyszałem nawet historię Łukaszka o tym, że jeden pijany machetero w środku nocy wybrał sie do dżungli z maczetą, mówiąc, że idzie zapolować na jaguara. Nikt tego nie brał na serio, ale ponieważ wszyscy byli nabzdryngoleni jak szpadle, nikt też nie zdecydował się po niego wyruszyć. Nad ranem odnaleziono nieszczęśnika śpiącego w pobliżu obozu, a co jest najlepsze, wkoło niego były ślady jaguara, który musiał go obejść kilka razy. Jednak z uwagi na fakt, że nie lubi zapachu alkoholu nie zdecydował się na rozpoczęcie konsumpcji.
Kuchnia w środku dżungli...

To, czego się nauczyłem przez te 5 dni w dżungli z Juanem nie da sie streścić w paru zdaniach, jednak była to naprawdę niesamowita lekcja życia i to nie tylko za sprawą samej dżungli, ale również faceta, z którym mieliśmy szczęście się do niej wybrać. Wszystko było przygotowane bardzo profesjonalnie. Juan zabrał ze sobą trzech pomocników, których praca podczas tego wypadu okazała sie nieoceniona. Oczywiście, najważniejsza jest woda i jedzenie. O jedzenie najłatwiej zapolować w wodzie, więc ryby były podstawą naszego wyżywienia. A z wodą nie ma w dżungli problemu, bo rzeki płyną gęsto.
Nasza kolacja - kajman:

Jednak taka woda jest brudna, pełna bakterii i pasożytów, nie nadaje sie do bezpośredniego spożycia. Chłopaki odkażali ją chlorem. Normalnie się to robi jodyną, która zabija wszystko. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że w tych wodach, które napotkaliśmy na naszej drodze nie było ameby, bo tej bakterii chlor niestety nie zabija. Jednak czego sie nie robi dla przygody.
Jest jeszcze jedna rzecz niezwykle ważna w tym środowisku, o niej także prawi słynny Forest Gump, a mianowicie suche skarpetki. W dżungli jest bardzo wilgotno, nic nie schnie, a nogi są najważniejsze, więc jak się chce przeżyć wiele dni w tym środowisko, to trzeba dbać o to, aby nogi były suche. Niby proste, ale tak naprawdę niezwykle trudne do zrobienia.

Juan opowiadał jeszcze ciekawą historię ze swojego życia sprzed paru lat. Otóż jechał głęboko w dżunglę na ekspedycje z dwójka kanadyjczyków. Kanadyjczycy, jak to Kanadyjczycy, maja kupę kasy, więc wynajęli bardzo drogą i szybką łódź.
Po drodze przewodnik widzi swojego znajomego mieszkającego w niewielkiej osadzie blisko rzeki, ten krzyczy z brzegu, że potrzebuje pomocy, bo jego żona jest w ósmym miesiącu ciąży, coś sie stało i chyba umiera. Ten leci do domu i widzi babkę całą we krwi, leżącą na łóżku bez ducha. Newiele myśląc bierze ją na ręce i zanosi do łodzi. Mówi kierowcy, że wracają do Iquitos. Na co siedząca z tylu baba wszczyna straszliwą awanturę. Ponieważ przewodnik ją kompletnie ignoruje, wreszcie sama podchodzi do niego i wymierza mu ostry cios w kark. Koleś sie odwraca i spokojnym głosem mówi do jej męża, że jeżeli ten nie jest w stanie jej uspokoić to on to zaraz zrobi jednym uderzeniem. To pomogło na czas podroży, bo po powrocie pasażerowie udali się na skargę do biura mówiąc, że są prywatnymi klientami, a nie instytucją charytatywną mającą za zadanie ratować ludzkie życie. Taki jest dzisiejszy komercyjny świat i tacy bywają Klienci, dlatego biznes turystyczny nie jest łatwym kawałkiem chleba.
Juan i Tomek:

Podczas treku kompletnie o tym zapomniałem. Drugiego dnia zacząłem sie żalić do niego, że widzimy mało zwierząt, a ten mi dopiero zaczął tłumaczyć jak to wszystko funkcjonuje. Przypomniała mu sie realizacja programu dla NatGeo, zataczał się ze śmiechu, jak nam o tym opowiadał. Otóż wyobraźcie sobie, że dżentelmeni, którzy realizowali ten program wszystkie zwierzęta zakupili na targu, bądź od miejscowych. Zadaniem naszego przewodnika było iść do przodu przez dżungli i opowiadać o napotkanej faunie i florze. W tym czasie jak on szedł, to inny facet leciał przed nim z workiem pełnym zwierząt i rozmieszczał je po kolei, np. umieszczał skorpiona na drzewie, tarantule na ścieżce, albo anakondę w małej sadzawce.
Było to na maxa sztuczne i śmieszne. Pierwszy raz nasz bohater musiał wykazać sie zdolnościami aktorskimi. Juan szedł przed siebie i udawał niezwykle zaskoczonego i podnieconego za każdym razem, gdy napotykał poszczególne, wcześniej zakupione na targu zwierzęta. A najlepsze było na koniec, kiedy operator robi na niego zbliżenie i zadaje mu pytanie:
-
Co trzeba mieć, żeby być dobrym przewodnikiem w dżungli?
Juan
myśli przez moment i odpowiada:
- The good guide has to be always ready to die!!!
Po powrocie z dżungli - moja pierwsza cola!

Nawet w momencie jak nam to opowiadał jeszcze miał łzy w oczach ze śmiechu. Takie właśnie są amerykańskie programy przyrodnicze. W ogóle mówi, ze amerykanie to straszne leniuchy, jak coś robią to zawsze muszą mieć dobry hotel, świetne jedzenie, inne atrakcje, a sama praca jest na końcu i najważniejsze, żeby ją odwalić jak najmniejszym kosztem. Zupełnie inaczej jest z Japończykami. Kiedyś z nimi robił program o Kajmanach. Opowiadał, że bywało tak, że stali po pierś w wodzie przez kilkanaście godzin czekając na dużego osobnika. Japończycy robili program dwa i pół miesiąca, codziennie bardzo ciężko pracując. Juan ma dla nich za to duży szacunek.
Tomek Zakrzewski
DARIEN - Klub awanturniczych przygód.
SITEMAP:
Strona
Główna Klub Darien Wyprawy
Relacje Ekspedycje Strefa
Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik
Kontakt