Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII RELACJE...

RAJD PRZEZ GUJANĘ

 

Zapowiadało się, że będzie łatwo.
Na mapie - prosta jak strzelił wstążka drogi.

Ostatni etap podróży po Ameryce Łacińskiej miał być etapem lekkim, łatwym i przyjemnym. Dystans wynosił 500 kilometrów.

Rzeczywistość przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.

 

 

Dzień pierwszy, 12:00


Paulo wślizguje się do hotelu, i zmierza dokądś długim hollem. Zastaje mnie na swojej drodze, rozwalonego na kanapie, pod wentylatorem, przeglądającego najnowszy numer jakiegos pisma.

- Witam, witam! - cieszy się Paulo na mój widok - słuchaj, mam jedno miejsce w samochodzie, który tej nocy dojedzie do Georgetown.

- Mam zamówione na jutro miejsce w ciężarówce - odpowiadam, ziewając - wczoraj przyjechałem z Brazylii, i chciałbym sobie odpocząć.

- Daj spokój, wsiadasz w mój wozik, i pędzimy. 6-7 godzin i jesteśmy w stolicy. Tam sobie odpoczniesz, ile dusza zapragnie.

- Może i tak, ale facet od ciężarówki bierze 6 tysięcy. A ty ile kasujesz?

- 10 tysięcy.

- No to chyba byś mi zaproponował jakąś zniżkę, jakbym zmienił plany, prawda?

- Jasne. Wezmę cię za 9 tysięcy.

- No tak, ale ciężarówką to ja pojadę za 6 tysięcy.

- Ale będziesz musiał płacić za hotel i jedzenie do jutra.

- O, to są grosze. Za 6 tysięcy pojechałbym z tobą.

- Niech ci będzie 8 tysięcy.

- Ale ja naprawdę bym chciał sobie tu odpocząć, zanim ruszę do Georgetown.

- A niech ci będzie te 6 tysięcy, muszę miejsce zapełnić. Mam jeszcze paru pasażerów, no i jest mój wspólnik John, Gujańczyk. Za godzinę ruszamy. O świcie będziemy w Georgetown.

No i się zgodziłem. I uwierzyłem w rzucane przez Brazylijczyka zdania - "Za 6-7-8 godzin będziemy w Georgetown", "O świcie najpóźniej w Georgetown", "Do Georgetown tanio i z dostawą do hotelu gratis".

Nie wiedziałem, że czeka nas piekielny rajd przez setki kilometrów błota, przez malaryczną dżunglę, w zatłoczonym do granic możliwości i psującym się minibusie, którego kierowcami było dwóch szaleńców.

Wyobrażałem sobie, jak zasuwamy po szerokiej, asfaltowej szosie prosto do stolicy. W 7 godzin przez całą republikę Gujany. Spokojnie, bezstresowo i komfortowo, Paulo ze swoim czarnoskórym przyjacielem dowożą nas na miejsce. I z dostawą do wybranego hotelu oczywiście gratis. No bo czy często się zdarza, że firma przewozowa oferuje dowóz do hotelu w ramach promocji? Zapytajcie w PKS. Ciekawe, co wam odpowiedzą.

Busik marki Wolksvagen jest nieco poobijany i poklejony, i brakuje tablicy rejestracyjnej. To znaczy tablica jest, ale w 2 kawałkach. Pierwszy znajduje się tam, gdzie trzeba - pod zderzakiem, a drugi tam gdzie nie wiem czy trzeba - w schowku na rękawiczki. Ale co tam, jeździło się pojazdami w gorszym stanie. Zaciekawił mnie rząd 6-u pełnych kanistrów zamocowanych do bagażnika na dachu.

Paulo wyjaśnia, że dopiero po 300 czy 350 kilometrach jest najbliższa stacja. Wpakowuję plecak do bagażnika z tyłu, i zajmuję miejsce w środku.

 

13:30

Paulo zapuszcza silnik, wykrzykuje radośnie:

- NO TO JAZDA!

I ruszamy. Ucieszyłem się, że mamy tylko 3 pasażerów - kobietę z 2 córeczkami, i jest tyle wolnego miejsca.

Moja radość ulega zduszeniu, gdy na obrzeżach Lethem zatrzymujemy się, aby wsiedli pozostali pasażerowie. Czeka ich cały tłum. To nie może być prawda, myślę, 2/3 co najmniej z tych ludzi to muszą być członkowie rodzin, żegnający swoich najbliższych. Oczywiście mylę się. Wszyscy są pasażerami.

I zaczyna się dzielenie miejsc, rozlokowywanie, rozsadzanie, i upychanie. Na bagażnik Wolksvagena wchodzi góra bagażu wielka jak Kilimandżaro, a do środka - 14 osób. W środku, ściśnięci jak w puszce z sardynkami, nie ma już miejsca dla wspólnika Paulo. Murzyn więc wspina się na dach i jedzie tam, uczepiony bagaży.

Jedziemy. Co jakiś czas zatrzymujemy się, Paulo wystawia głowę przez okno, i krzyczy:

- Jesteś?

- Jestem! - odpowiada głos z góry.

- To trzymaj się, bo jedziemy dalej.

I jedziemy.

 

 


CZYTAJ DALEJ - STRONA 2

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt