Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII RELACJE...

RAJD PRZEZ GUJANĘ cz.2

 

16:00

Jedziemy raźno na północ. Szutrowa, dziurawa droga wiedzie przez niekończące się sawanny, porośnięte suchymi krzewami, i odległe pejzaże zielonych gór. Po prostu "Pożegnanie z Afryką" na żywo. Brakuje tylko tych śmiesznych gości w idiotycznych, korkowych hełmach. Safari nie brakuje, bo mamy je w środku busa.

Ludzie siedzą ściśnięci jak sardynki, a Paulo puszcza wesołą muzyczkę, i pomaga piosenkarzowi swoim straszliwym głosem. Sielanka przerywana jest krótkimi postojami, kiedy Paulo krzyczy przez okno:

- Jesteś?

- Jestem.

 

Gujańskie drogi...

 

17:00 czasu ACKT (Albo Coś Koło Tego)


Nagle ŁUBUDU!!!!

Samochód skoczył jak zając, głowy pasażerów zgodnie i boleśnie grzmotnęły o dach, i silnik umilkł. Muzyczka też się uciszyła.

Paulo wyskakuje na zewnątrz, pasażerowie wysypują się jego śladem.

Nabiliśmy się podwoziem na głaz, wystający z samego środka drogi. Odpadła jakaś gruba sztaba z podwozia, a prawe przednie koło skręciło się w bok, podczas gdy jego kolega - koło z prawej pozostało proste.

- Dobra. Naprawiamy - mówi przytomnie Gujańczyk - Ty Paulo podwozie, ja koło.

 

17:30

Murzyn rozkręca koło. Paulo chwyta wygiętą w wypadku sztabę, niesie gdzieś. 20 metrów dalej opiera sztabę o duży kamień, łapie w ręce inny kamień, unosi go nad głowę, i rzuca z rozmachu w sztabę. Chce ją tym sposobem wygiąć do pierwotnego kształtu.

ŁUP!!!

Paulo podnosi sztabę z niedowierzaniem. Teraz żelastwo jest wygięte podwójnie, w kształcie mniej więcej litery S.

- Ale narobiłem - mówi Paulo. I wybucha śmiechem.

 

17:45


Zapada zmrok. Wokół dżungla, gęsta, mroczna. Dobiegają z niej tajemnicze odgłosy. Chmary głodnych komarów zjawiają się znikąd, kąsają. Podobno malaryczny komar tym się różni od zwykłego, że bardziej się nachyla do siorbania krwi. A może właśnie odwrotnie, to zwykły się nachyla, a malaryczny nie? Zresztą w ciemności jak wiedzieć, czy się komar nachyla czy nie nachyla, w ogóle jak któregoś zobaczę to go nie oglądam, tylko zabijam sukinsyna.

 

18:00


Murzyn rozkręca koło. Paulo prostuje sztabę młotkując ją kamieniem.

Pasażerowie obserwują te poczynania w milczeniu, ich ręce tłuką bzykające paskudztwo.

 

18:25


Sztaba naprostowana, koło przykręcone. Jedziemy dalej.

Muzyczka znowu gra, ale Paulo już nie śpiewa. Jest zmęczony i głodny. Powiadają - jak Polak głodny, to zły. Chyba Paulo ma w sobie polską krew, bo jest zły jak cholera.

Jedziemy przez czarny tunel dżungli. Straszno, bezludzie. Busik przedziera się przez mroczną krainę. Nie ma osad, nie ma świateł, nie ma drogowskazów (po co zresztą, droga jest tylko jedna), nie ma innych samochodów.

Nie jedziemy do żadnego Georgetown, a do jądra ciemności. Wciągnęła nas czarna dziura. Co z nami będzie?

 

19:00


Nie, nic się z nami jak na razie nie stało. Po prostu Gujańczyk wymienił Brazylijczyka za kółkiem, a Paulo poszedł na dach.

 

22:00


Cywilizacja. Dotarliśmy do cywilizacji. Do przydrożnego zajazdu. Jest zajazd, są 4 chaty niedaleko, świeci się szyld. A za zajazdem i chatami znowu zaczyna się to samo - setki kilometrów wyboistego szlaku przez dżunglę

Siłą rzeczy zatrzymujemy się.

- Tu przenocujemy - oświadcza Paulo.

- Przecież mieliśmy jechać do Georgetown przez całą noc - mówię

- Tak, ale awaria nas opóźniła. Teraz już nie przejedziemy rzeki, która jest 2 godziny dalej. Można ją przejechać tylko w dzień. Musimy czekać do świtu.

Jestem zmęczony, nie rozumiem niczego z tego bełkotu. Jakaś rzeka przed nami, rzeka którą trzeba przejechać, ale jest noc, a w nocy się nie da. Oczywiście. Już nie pytam, czy nie ma mostu, albo czy może most jest, ale zwijają go na noc do magazynu, bo jakby zostawili, to ktoś by ukradł. Jest jak jest, trzeba zaufać Paulo.

Wysiadamy, gromadnie idziemy do zajazdu. Przepychamy się do wejścia pomiędzy hamakami drzemiących Gujańczyków.

- Naszykuj nam słonko porządny obiad! - dysponuje Paulo kelnerce.

 

22:10


Obiady znikają z talerzy. Paulo i jego wspólnik umiejscowili się przy honorowym stole, i szuflują widelcami. Skończyli. Wołają o jeszcze.

 
22:15


Zjedzone, zapłacone. Paulo z Gujańczykiem pożarli dokładki. Odstawiają talerze, zadowoleni, klepią się po brzuchach.

- To wszystko? - pyta marudzącym głosem kelnerka.

- Co za pomysł! - dziwi się Paulo - A piwo? A piwo Banks?!

W Gujanie najpopularniejsza jest jedna marka piwa. Ma rzadko spotykaną pojemność 260ml i obraźliwy dla co poniektórych współczynnik 4,3 w skali procenta. Na etykiecie i kapslu ma obrazek żaglowca. Piwo to nazywa się Banks. Od razu mi się to nie spodobało, bo nazwa ta kojarzy mi się z bankiem, a bank nie kojarzy mi się z piciem. Poza takimi mankamentami jak pojemność, procentaż i nazwa piwo Banks jest całkiem niezłe.

 


CZYTAJ DALEJ - STRONA 3

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt