Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII RELACJE...

RAJD PRZEZ GUJANĘ cz.3

 

 

22:40

Paulo i jego wspólnik zamawiają po trzecim Banksie. W świetnym nastroju stukają się butelkami i żłopią dalej.

Do wesołego towarzystwa dołącza najpierw pierwszy pasażer, potem drugi pasażer, czyli nieskromnie mówiąc ja, i trzeci pasażer. Pozostali: Kobiety, dzieci oraz mężowie udali się na spoczynek.

 

23:20


Wynikł problem. Na stole brak miejsca na więcej butelek po Banksie. Paulo wynajduje na to sposób. Od teraz opróżnione butelki układamy pod stołem. Ten Paulo to ma głowę. Z nim to nie tylko przez Gujanę, ale i na koniec świata.


23:50


Paulo mówi do Johna:
 
- Załatwiłbyś jakieś rodaczki do towarzystwa.

Murzyn krzywi się na ten pomysł, popija piwo, krzywi się znowu, znowu popija, krzywi się...

- No, jak będzie? - nalega Paulo.

John opróżnia butelkę Banksa trzema łykami, odstawia ją pod stół, i mówi:

- Pójdę się rozejrzeć.

Wstaje i wychodzi z knajpy.

 

23:55


John wraca, siada, łapie za nowe piwo i odkapslowuje je.

- I co? - pyta Paulo.

Myślę sobie - teraz John będzie łykał, krzywił się, łykał, krzywił się itd. zanim coś powie, ale nic z tych rzeczy. John oświadcza głośno i wyraźnie:

- W tej osadzie nie ma żadnej... Wiecie, żadnej kobiety w tym stylu.

- No, to jeszcze po jednym - decyduje Brazylijczyk.

 

00:15


John zaczyna przysypiać. Całe towarzystwo jest osowiałe, zmęczone i śpiące.

Paulo wstaje i krzyczy:

- No to wstawać, jedziemy dalej!

- A rzeka? - pytam zdziwiony.

- Co tam rzeka! - odpowiada - najpierw do niej trzeba dojechać.

Pospiesznie rozespane towarzystwo upakowuje się w Wolksvagenie. Paulo zapuszcza silnik. Jest pijany jak świnia. Ruszamy. Wolę na to nie patrzeć. Opieram głowę o rękę a rękę łokciem o przedni fotel i zasypiam.

 

1:20


Budzą mnie hałasy i krzyki. Jezu, katastrofa!

Nie, to tylko Paulo i John się pokłócili, który z nich jest lepszym kierowcą.

- Sugerujesz, że nie potrafię prowadzić po pijanemu?

- Ty nie potrafisz jeździć nawet na trzeźwo! Kto wjechał na kamień i rozwalił podwozie i koło?

- Kamienia nie dało się zobaczyć, durniu! Zawsze jeżdżę ostrożnie i z uwagą!

- Złaź z fotela, jesteś za stary na prowadzenie po ciemku!

- Nigdy!

- No to nie.

Zastygli w gniewnym milczeniu. Ale było wreszcie cicho, więc mogłem na powrót zasnąć.

 

1:21


Ale nie zasnąłem. Nagle skojarzyłem kilka faktów.

Fakt 1: Paulo jest w środku pojazdu. Fakt 2: John też jest w środku. Fakt 3: Nikt nie jedzie na dachu. Biorąc pod uwagę, że trudno, aby po wizycie w knajpie drastycznie schudnąć, jakim sposobem się mieścimy?

- Zwolniło się miejsce? - pytam

- Czasem się ktoś zawieruszy po drodze - wzrusza ramionami John - i całe szczęście, przynajmniej jest gdzie siedzieć.

 

2:00


Koniec drogi. Przed nami rzeka, szeroka jak Wisła. Paulo ma dla nas 2 wiadomości - dobrą, i złą. Dobra jest taka, że dojechaliśmy do rzeki i wciąż żyjemy. Zła jest taka, że żeby dostać się na drugi brzeg musimy czekać na prom. Pierwszy prom będzie o świcie.

Wysiadamy, prostujemy kości. Na kawałku grząskiej plaży stoi już kilka ciężarówek. Ich kierowcy śpią w szoferkach. A wokół - rzeka, dżungla, niebo, i komary. Słowem bardzo romantycznie.

 
Miejscowy Pekaes...

 

2:05


Paulo, jak każdy szanujący się Brazylijczyk w podróży, ma ze sobą hamak. Wyciąga go ze schowka, rozpina między wolksvagenem, a najbliższą ciężarówką. Kładzie się ostrożnie, linka przyczepiona do ciężarówki puszcza, i Paulo ląduje na ziemi. Prychając gniewnie próbuje na powrót przyczepić hamak, ale nic mu z tego nie wychodzi. Zrezygnowany, rozpościera hamak na ziemi i kładzie się na nim.

Pozostali położyli się spać gdzie popadnie. Komary nas kłują, jest chłodno i śmierdzi. Położyłem się na podłodze w samochodzie. Wolałem ciasnotę niż rano obudzić się i stwierdzić, że John z Paulem mnie "zapomnieli" i pojechali dalej.

 

6:20


Nadszedł świt. Co ważniejsze, zjawił się też prom - wielka platforma z drewna, której napędem była przywiązana z prawej burty łódka z 25-konnym silnikiem Yamahy.

Prom wbrew prawom natury nie utonął w swoim rejsie na drugi brzeg, i z ulgą wyjechaliśmy na dalszy ciąg drogi. I wtedy się zaczęło.

 
6:25

Nasza dalsza droga to jedno wielkie morze błota. Camel Trophy by tu można puszczać, a nie spokojnych ludzi w starym busiku marki Wolksvagen. Paulo jednak nie opuszcza zimna krew, i na pierwszym biegu jakoś się przedzieramy do przodu, ślizgając i utykając co chwilę.

CZYTAJ DALEJ - STRONA 4

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt