Z
SERII RELACJE...
"Jeśli chcecie jechać dziś do Jerozolimy, to szybko wracajcie. Najpóźniej o 17. Po południu często Arabowie zaczynają strzelaniny, potem izraelscy żołnierze im odpowiadają i może to trwać kilka godzin. A wtedy miasto zostaje zamknięte, nikt nie wejdzie, nikt nie wyjdzie. I przed nocą nie wrócicie. Przedwczoraj tu u nas w Betlejem strzelali, to trwało pięć godzin"

ŚWIAT ZA ALLENBY BRIDGE:
Allenby Bridge to most na rzece Jordan, stanowiącej granicę Izraela i Jordanii.
Zaledwie siedem lat temu zakończył się formalnie stan wojny pomiędzy tymi
krajami. Dziś granica jest otwarta, lecz stan mobilizacji po obu stronach
rzuca się w oczy każdemu.
Niektórym też komplikuje życie, na przykład nam - poprzedniej nocy zostaliśmy na kilka godzin aresztowani przez jordańskie wojsko za "poruszanie się nocą w okolicach morza martwego". Czyn ten jakoby jest zabroniony i podlega nawet karze deportacji. Po przesłuchaniu Jordańczycy zwolnili nas jednak, ale za to złośliwie wywieźli aż na przedmieścia Ammanu. Była druga w nocy, ale nawet nie mieliśmy sił szukać hotelu. Włamaliśmy się na pobliską budowę meczetu i przespaliśmy wśród niedokończonych murów przybytku wiary. Następnego dnia bez problemu dotarliśmy na granicę. Przejechaliśmy most nad Jordanem, i weszliśmy do obwarowanego terminalu.
Izraelska kontrola graniczna należy do najbardziej drobiazgowych na świecie. Szczegółowo sprawdzany jest bagaż i zawartość kieszeni przybyszów, nikogo nie ominie też "wywiad" ze służbami bezpieczeństwa. Szczupły chłopak i młode najwyżej dwudziestoletnie kobiety nie wygladają groźnie, mimo wiszących u boku pistoletów. Nic bardziej mylącego. Na jeden rozkaz do zaczepionego na ramieniu komunikatora terminal zapełni się uzbrojonymi po zęby antyterrorystami. Po długiej podróży po krajach arabskich wręcz kole w oczy czystość. Tłum przyjezdnych - Żydów i Arabów tloczył się w kolejce do bramek kontrolnych. Turystów zaledwie kilku. Ostatnimi czasy Bliski Wschód nie jest zbyt popularnym miejscem na wakacje.
Pytania strażników granicznych były dociekliwe. Kto jest podejrzany, zostanie zawrócony z granicy:
- Dokąd pan jedzie? A, tamci są z panem? Proszę panowie, proszę. Dokąd więc panowie jadą? Gdzie to jest? Gdzie się zamierzacie zatrzymać? Co będziecie tu robić? Dokąd pojedziecie potem? Do Egiptu, a macie wizy? Proszę pokazać. Macie. Czy podczas pobytu w Syrii i Jordanii ktoś nie przekazał wam jakiegoś przedmiotu? Są panowie tego pewni? Powtarzam, czy są panowie tego pewni?
Wreszcie nastapiło długo oczekiwane "Welcome to Israel" i pieczątka wjazdowa. Nie, nie do paszportu. Na osobną kartkę. Osoba posiadająca izraelską pieczątkę w paszporcie narażona jest na niewpuszczenie do większości państw arabskich, takich jak np. Syria, Liban czy Sudan. Na życzenie turysty pieczęć jest więc wbijana tylko na formularz wjazdowy.
Za terminalem rozciąga się kamienista, wyprażona słońcem pustynia. Przez nią
prowadzi droga do Jerycha. Jedynym sposobem dostania się tam jest jazda specjalnym
autobusem. Kilkunastokilometrowy pas przygraniczny to strefa zamknięta. Pustynię
przecinają pasy zasieków, wznoszą się wieżyczki strażnicze, autobus przejeżdza
przez coraz to kolejne punkty kontrolne. Temperatura ponad 30st. celsjusza.
U stóp masztu na którym powiewa flaga z niebieską gwiazdą Dawida stał żołnierz
w kamizelce kuloodpornej i kevlarowym hełmie. Gorąco zdawało się nie robić
na nim wrażenia.
Z Jerycha do Jerozolimy dojechaliśmy taksówką. Przez odludne, gorące ulice miasteczek i wiosek, przez kręte prowadzące przez góry i pustynie serpentyny. Kierowcą był gadatliwy, młody Palestyńczyk. Prowadzi szybko i pewnie żółty, dobrze utrzymany samochód. Miałem jeszcze w pamięci gruchoty, które jeździły w Syrii, a które nazywano tam szumnie taksówkami. Tamte miały jednak niezaprzeczalną zaletę - kursy kosztowały pięć razy mniej.
- O, widzicie ten hotel? - wskazał mijany przez nas wieżowiec - tu było kasyno. Wielkie kasyno. Bogacze z całego świata tracili tu miliony. Zazwyczaj tracili, czasem oczywiście wygrywali. Miliony! Ale teraz kasyno jest zamknięte. Wszystko jest u nas pozamykane. To martwy kraj.
- Dlaczego? - pytam.
- Bo jest wojna! - wykrzyknął - Tak, wojna, ale nie musicie się niczego obawiać - dodał szybko - Hamas nie atakuje obcokrajowców. Arabowie to ludzie przyjaźni mimo, że nasza sytuacja jest bardzo zła. Nie wierzcie w to, co wam będą mówić żołnierze: że na terenie Autonomii panuje anarchia, że was tam zabiją a potem zjedzą. To bzdury. Zresztą, pojedźcie do Autonomii, a sami się przekonacie.
Jeszcze tego
samego dnia pojechaliśmy na teren Autonomii Palestyńskiej. Chcieliśmy się
przekonać, czy to co mówił młody gadatliwy taksówkarz, jest prawdą.
W PALESTYNIE:
Taksówki i autobusy z Jerozolimy do Betlejem zatrzymują się przed obwarowanym
checkpointem izraelskiej armii. Dalej już nie pojadą. Punkt kontrolny trzeba
przejść na piechotę i po drugiej stronie szukać kolejnego transportu. Nieliczne
samochody których kierowcy mają pozwolenie przejazdu przez granicę, przejeżdżają
slalomem pomiędzy ułożonymi na drodze betonowymi zaporami. Wysoki izraelski
żołnierz kryjący oczy za szkłami lustrzanych okularów wyciagnął rękę po dokumenty.
Z obojętnym wyrazem twarzy kartkował mój paszport.

Drugi siedział na krześle za murem z worków z piaskiem, opierając ręce na automacie z granatnikiem. Ładownice na piersi miał pękate od magazynków z amunicją. Wreszcie wysoki bez słowa oddał mi dokument, moich kolegów zbywając tylko machnięciem dłoni. Bagażu nie sprawdzał. Obcokrajowców raczej nie dotyczą ograniczenia. Stojącej za nami w kolejce arabskiej kobiecie dokładnie sprawdził torby.
Sto metrów dalej drewniana budka nad którą powiewają palestyńskie flagi obwieszczała, ze znaleźliśmy się już w Autonomii. Palestyński policjant w granatowym mundurze opierał się o mur, paląc papierosa.
Gdy kilka dni później znowu wybraliśmy się do Betlejem, szliśmy inną drogą. Zamkniętym dla samochodów, nieoznaczonym szlakiem pieszym. Za punktem kontrolnym zastaliśmy puste ulice wysiedlonej dzielnicy. Przejście było, mimo wielkiej czerwonej tablicy wieszczącej "Teren wojskowy. Wstęp wzbroniony". Zignorowaliśmy nawoływania taksówkarzy, ostrzegających, że spacer grozi śmiercią. Wtedy już wiedzieliśmy, że nic nam tu nie grozi, mimo groźnych pozorów. Słupy oświetleniowe i ściany przydrożnych budynków podziurawione kulami. Na ulicy - śmieci. Pusto. W pewnym oddaleniu grupa bloków mieszkalnych. Zostały wysiedlone lata temu, a na najwyższych piętrach zobaczyliśmy ukryte za siatką maskujacą stanowiska obserwacyjne izraelskich snajperów.
DARIEN - Klub awanturniczych przygód.
SITEMAP:
Strona
Główna Klub Darien Wyprawy
Relacje Ekspedycje Strefa
Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik
Kontakt