Z
SERII RELACJE...
Wkrótce dotarliśmy do centrum Betlejem. Niewielkiego miasteczka o krętych uliczkach wąskich tak, że ledwie mieści się w nich samochód, o piaskowego koloru ścianach niewysokich budynków, z górujacą nad dachami wieżą chrześcijańskiego kościoła. Na ulicach centrum, jak w każdym arabskim kraju, ciągle toczy się życie. Palestyńczycy siedzą tłumnie w kawiarniach, na przyniesionych z domu stołeczkach, albo zwyczajnie stoją, gadają. Gadają i obserwują. Biega też mnóstwo dzieci, ganiają się wydzierając wniebogłosy. Jednak w tym w wszystkim była też jakaś martwota, jakieś uśpienie. Nie było tu radosnego pośpiechu, ożywienia jak w Stambule, jak w Damaszku. I nie chodzi tu o wielkość miasta, raczej o ogólny nastrój. Dziwny był nastrój Betlejem. Ponury i wyczekujący. Jak cisza przed burzą.

Na przedmieściu było dużo zniszczonych domów. Smutne gruzy, nikt ich nawet nie sprząta, nie wspominając nawet o odbudowywaniu. Widziałem też sklep z biżuterią przy wyjeździe z miasta. Został zamknięty dawno temu, wejście dodatkowo zabito deskami. Stał, odrapany niczym skład rupieci, zapomniany. Tylko napis na szyldzie przypominał, że kiedyś ktoś marzył o zrobieniu w Betlejem pieniędzy na jubilerstwie.
I najważniejsza cecha miasta - plakaty. Na bramach sklepów, ścianach domów, słupach, drzwiach. Na nich - brodaci, pewni siebie przywódcy terrorystów pozują z bronią w otoczeniu patriotycznych haseł. Te plakaty są wszędzie, starannie przyklejone, przypominają mieszkańcom, że HAMAS bynajmniej nie zawiesił działalności. Że wciąż walczy, że przygotowuje się do wciąż nowych ataków na znienawidzonych Żydów.
- Co nam proponuje Arafat i OWP? - powiedział mi pewien Palestyńczyk - oni siedzą i nic nie robią, biorą tylko pieniądze, a Izraelczycy masakrują dzieci, bombardują nasze domy. Nie ma innej drogi do naszej wolności, niż walka zbrojna. To my jesteśmy w tej wojnie najbardziej poszkodowani. Pracowałem w Jerozolimie do zeszłego roku. A potem zamknięto dla nas miasto, zostałem bez pracy, co mam teraz robić? Mam ośmioro dzieci i żonę na utrzymaniu. Dokąd mam iść? Bo my, Palestyńczycy, mamy tylko pustynię. Oto nasza autonomia. Tyle nam Izraelczycy zostawili z naszej ojczyzny.
Nie wszyscy
Palestyńczycy uważają, że przemoc to jedyna słuszna droga. Ale na ulicach
Betlejem panuje radość, gdy w Izraelu uda się jakiś zamach. Gdzie leży prawda?
Bo jasnym jest, że oni przede wszystkim chcą żyć i pracować. Bez prześladowań,
bez strachu przed bombardowaniami, z dala od rozpaczliwej biedy. Pewien palestyński
taksówkarz, który wiózł nas w powrotną drogę, był z zawodu policjantem. Jako
taksówkarz dorabiał do mizernej pensji. Tu tylko sprytni mogą sobie poradzić.
Inni nie przetrwają.
DROGA DO NIEBIOS:
W kulturze zachodniej człowiek popełniający zbrodnie na niewinnych w imię
swoich idei nazywany jest fanatykiem. Fanatyk - to nie komplement. Kiedyś
przeczytałem zdanie: "Fanatycy to najgorsi z ludzi". Bo są zdolni
do popełnienia zła, czyniąc je w imię dobra.
Było tuż przed czternastą. Siedziałem koło Bramy Damasceńskiej w Jerozolimie, czekając na moich przyjaciół, z którymi się tu umówiłem. I wtedy to się zdarzyło.
Mudżahedin w języku arabskim oznacza uczestnika dzihadu, świętej wojny w obronie islamu. Za takiego musiał się uważać ten chłopak, i na pewno był z tego dumny. Gdy już było po wszystkim, myślałem sobie: że wywodził się z jednego z tych palestyńskich osiedli nędzy a może z którejś z wiosek Zachodniego Wybrzeża. Że być może jego ojciec, albo ktoś z rodzeństwa zginął od izraelskich pocisków. Nawet jeśli nie, to musiał być świadkiem czegoś takiego. Jak w trakcie jednej z tych szaleńczych wojen, chorych wojen nie znających łaski ani miłosierdzia, akcji policyjnej, w której komandosi strzelają nie patrząc do kogo, bo chcą wyjść z życiem z kolejnej akcji.

Ciekawilłem się, ile lat miał zanim nauczył się, że swiat dzieli się na dwie
strony. Na wiernych i niewiernych. Niewiernych, którzy uciskają wiernych,
gniotą ich i mordują bez litości. Że trzeba wrogowi odpowiedzieć przemocą.
Że bojownicy pod flagą Allaha mogą roznieść wrogie oddziały na strzępy, i
zepchnąć Żydów do morza.
Nie musieli go długo szkolić. Nie czekało go w końcu trudne zadanie. Musieli
się tylko upewnić, że ich nie zawiedzie. Nauczyć (jak ja to nazwałem) nienawiści
i całkowitego zaufania do religii. Gdy szedł przez tłoczne, głośne ulice nowego
miasta w Jerozolimie, chyba myslał tylko o dwóch rzeczach. O tym, żeby mu
się udało. I o raju, w którym niedługo się znajdzie. Patrzył na mijanych ludzi,
starając się nie zwrócić uwagi swoją osobą czujnych żołnierzy patrolujących
miasto. Czy było mu żal tych wszystkich nieszczęśników, bo nigdy nie zaznają
rozkoszy zbawienia? Nie miał na to wiele czasu. Wszedł do włoskiej pizzerii
przy głównej ulicy - Jaffa Road. W środku było sporo ludzi. To go chyba ucieszyło.
Wiele tygodni potem dowiedziałem się, kim był. Miał 23 lata. Był absolwentem uniwersytetu w Hebronie. I był jedynakiem. Jego ojciec żałował, że nie miał dwóch synów, bo wtedy obaj mogliby przyslużyć się sprawie HAMASU.
Nawet nie usłyszałem eksplozji mimo, że miała miejsce trzysta metrów od Bramy Damasceńskiej. Dopiero gdy dobiegliśmy na miejsce śledząc pędzące karetki i policyjne furgonetki, dostrzegłem rozmiar zniszczeń. Pizzeria była całkowicie zdemolowana, zostało rannych też wielu przechodniów. W całej okolicy wyleciały szyby. Teren otoczyli policjanci. Na nich nie robiło to wrażenia, takie zdarzenia to tu codzienność. Sprawnie przeprowadzali akcję ratunkową, zwinęli też kilku młodych Palestyńczyków kręcących się w pobliżu. Nie wkładali w swą pracę uczuć. Przeciwnie, niż przypadkowi świadkowie zdarzenia oraz gapie:
- To naród morderców! - krzyczał wzburzony, ortodoksyjny Żyd do dziennikarza amerykańskiego dziennika - czy my możemy z nimi rozmawiać? Tak kończą się te rozmowy! To samo robią w Algierii, w Czeczenii, w Afganistanie. Ich trzeba wytłuc jak robactwo, wybić - dla dobra ludzkości!

Kolejny samobójczy atak na mieszkańców Izraela. Kolejne ofiary. W eksplozji zginęło 15 osób (w tym matka z pięciorgiem dzieci), ponad 100 zostało rannych. W większości ofiarami byli ludzie młodzi. Wszyscy byli cywilami.
DARIEN - Klub awanturniczych przygód.
SITEMAP:
Strona
Główna Klub Darien Wyprawy
Relacje Ekspedycje Strefa
Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik
Kontakt