Aktualnosci, nowosci, zycie klubu...Kim jestesmy i jak wygladaja wyprawy z namiNajnowsza oferta planowanych wyprawWspomnienia z miejsc, gdzie bylismyStrefa pofesjonalnych podroznikowStrefa awanturnikow i niespokojnych duchowPrzewodnik po swiecie i jego najciekawszych miejscachKompendium globtroterskiej wiedzyDolacz do nas!

Z SERII RELACJE TYPU "BOKI ZRYWAĆ"...


RAID THROUGH INDOCHINA MOTORWAY cz.2

 

Zaczął wrzeszczeć na obsługujących busa Wietnamczyków, że on ma już tego dosyć, zapłacił za bilet bardzo dużo pieniędzy nie po to, aby jechać w takich warunkach i nie zgadza sie na żaden dodatkowy bagaż ani żadną dodatkową osobę.

Był na tyle stanowczy w tym, co wykrzykiwał, że Wietnamczycy zdawali sie w mig pojmować sytuację. Po krótkiej naradzie poczęli wyładowywać cześć zapakowanych w środku worków, pudełek, niewiadomo jeszcze czego i pakować to wszystko na dach. Trwało to bardzo długo. Już byłem nieźle wkurzony. Oznajmiam wszystkim, że teraz dopiero rozumiem, dlaczego bus startuje tak wcześnie, jeśli sam załadunek będzie trwał dwie godziny. Wszyscy są już wkurzeni, po prostu na granicy.

Wreszcie ruszamy po raz kolejny w drogę tym razem wszyscy z nadzieją, że będzie to już start definitywny i wreszcie uda nam sie wyjechać z miasta. Jak wszyscy wiecie nadzieje z reguły bywają bardzo złudne, tak też było i tym razem. Znowu nie ujechaliśmy nawet kilometra, kiedy zatrzymaliśmy sie ponownie. Tym razem tylko w celu doładowania kolejnych towarów. Byłem strasznie zły, głównie dlatego, że niewyspany (miałem nadzieję zdrzemnąć sie w autobusie, a tu nie było na to szans), ale też dlatego, że począł doskwierać mi głód.

Wychodzę na zewnątrz tego wehikułu i pytam sie gdzie jest kierowca tego pojazdu, jestem już na granicy psychicznej wytrzymałości, zastanawiam się, czy zaraz nie złapię śmiejącego mi się w oczy Wietnamczyka i nie walnę jego łbem prosto w maskę. On zdaje sie rozumieć sytuację i uśmiech niknie z jego twarzy równie szybko jak się na niej pojawił. Na zewnątrz wychodzą też chłopaki i Niemiec. Wreszcie wraca kierowca i Wietnamczycy popędzają nas, żebyśmy weszli do środka. O nie, jakie do środka i jakie jedziemy - mówię, teraz to my sie tu relaksujemy i to wy będziecie na nas czekać. Muszę zapalić papierosa, coś zjeść i jeszcze pokupować souveniry dla mojej rodziny, czekałem na was dwie godziny, to wy teraz sobie poczekacie na mnie. Ci sie śmieją i nadal mówią, ze jedziemy. Kierowca zapuszcza silnik, jeden chwyta mnie za ramię. Zwracam mu uwagę, żeby mnie lepiej nie dotykał, bo źle się to może dla niego skończyć. Wszyscy stoimy na zewnątrz. Niemiec wreszcie wchodzi do środka.

Chłopaki są juz wkurzeni tak jak ja, więc stoimy we trzech. Wietnamce są kompletnie bezradni, siadają zapalają fajki i czekają. Dłuższą chwilę nic się nie dzieje. Zaczynają nas namawiać, że juz jedziemy, żebyśmy weszli. Mamy ich kompletnie w dupie. Wtedy dopiero idą po rozum do głowy i jeden z nich nas przeprasza. Nie mogę nadziwić się, że taki wietnamski gamoń wie jak powiedzieć po angielsku przepraszam. Postanawiamy wsiąść do środka z zapowiedzią, że nie będziemy tolerować już żadnych dodatkowych pakunków, czy tego typu przystanków postojowych.

Nie wiem, czy to zrozumieli, ale ruszyliśmy tym razem rzeczywiście definitywnie. Udało nam sie wyjechać z miasta i rozpocząć właściwą część podroży. Droga wiedzie przez góry, pada lekki deszczyk. W pewnym momencie bus staje, obsługa wysypuje sie na zewnątrz. Okazuje się, że na drodze leży zwalone drzewo. Wyjmują maczety i zaczyna sie robota. Jestem pod wrażeniem jak szybko uporali się z przeszkodą. Jednak to nie koniec wrażeń na dziś. Po paru kilometrach zatrzymujemy sie znowu, okazuje sie, że w tym miejscu droga jest tak grząska, że nie można jej przejechać z pełnym załadunkiem. Wszyscy wychodzą na zewnątrz, a obsługa poprawia trasę, usuwając z niej kamienie i równając grunt. Tutaj robota idzie im już wyjątkowo ślamazarnie i niezgrabie. Po jakimś czasie, chyba tylko dzięki umiejętnościom kierowcy w białych adidaskach udaje sie przejechać ten odcinek.

 

 

Po paru ładnych godzinach wreszcie docieramy do granicy. Tutaj znowu kontrola paszportowa, niektórzy nie maja wiz, więc muszą je sobie wyrobić. Wszystko idzie niezwykle powoli, pewnie przez to, ze jesteśmy jedynymi klientami na tej granicy w ciągu dnia, zatem to taka atrakcja dla celników, którzy chcą się nią nacieszyć najdłużej jak się tylko da. Po formalnościach paszportowych przychodzi czas na kontrole bagażu.Tutaj przypomina mi się jedna z komedii Barei, w której przeprowadzano kontrolę wywożących piach z budowy ciężarówek.

Kontrola była przeprowadzana przy pomocy wbijanego druta, najpierw grubego, a potem cienkiego, żeby skontrolować bardziej szczegółowo. Tutaj wprawdzie druta nie było, ale zakrawało to na jedną, wielką farsę. Celnicy macali pakunki, zbliżali do nich blisko swoje spojrzenie, wchodzili do środka samochodu, przyglądali się plecakom, kazali odkryć część plandeki, innymi słowy można było przewieźć w tym busie wszystko i te jełopy na pewno by tego nie zauważyły. Jednak dobrze, że tak przebiegała ta kontrola, bo gdyby chcieli to zrobić tak, jak zrobione to być powinno, to spędzilibyśmy na tej granicy kolejne kilka godzin.


CZYTAJ DALEJ - STRONA 3

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DARIEN - Klub awanturniczych przygód.

SITEMAP:
Strona Główna Klub Darien Wyprawy Relacje Ekspedycje Strefa Awanturnicza Przewodnik po Świecie Poradnik Kontakt